„Większość przepracowuje przeważną część czasu by żyć, a ta odrobina wolności, która im pozostaje, niepokoi ich tak, że używają wszystkich środków, żeby się jej pozbyć.” Johann Wolfgang Goethe
My – Polacy – stereotypowo męczyć się nie lubimy. Bo wrodzoną przedsiębiorczość mamy we krwi. To jeszcze z tych czasów, gdzie, czy się stoi czy się leży…kasa się należy Męczyć się więc narodowo nie lubimy. Stety czy niestety komunizmu już nie ma, a pokolenie Y przetarło szlaki ku nowym doznaniom. Zmęczenie: pracą, nudą, życiem. Dziś się już tylko mówi „zmęczenie materiału”, bo człowieka już zmęczyć nie można…tę fazę mamy za sobą. Najpierw się tylko męczyliśmy, teraz się przemęczamy, wypalamy i zgon…psychiczny, fizyczny czasem też. Granicę zmęczenia każdy ma inną. Własną, swą. Zmęczenie to takie nowe doświadczenie. Kapitalizm taką modę przygnał do naszego kraju. Taki wind of change. Czy zmiana to była dobra? Hmmm…Moda to zachodnia, amerykańska a może japońska…Japończycy granicy nie mają. Ale mają nazwę na śmierć z przepracowania. Karoshi.
Jak ogromne musi być zmęczenie, żeby człowiek powiedział sobie dość? Co się dzieje z ludźmi, że zamiast powiedzieć STOP, dążą do samodestrukcji?
Do skrajnego przemęczenia nam Polakom pewnie daleko (ale mogę się mylić). U nas jest moda na ogromne zaangażowanie. Szalenie neologizmy kocham, to też na potrzeby swe, określenie stworzyłam. Nazywam to przeangażowaniem. Taki neologizm jakże wiele mówiący…Prze…czynić coś tak bardzo, że aż za bardzo. Ładnie jest ubrać w słowo niezwykłe zaharowanie się na śmierć. Każdego dnia zostając po godzinach, wracając do domu i pracując dalej, zmierzamy ku nieszczęściu. Blokadzie swojego ciała. Przyczyn przeangażowania można doszukać się wielu. To nie tylko praca nas spala, ale sytuacja w domu, poświęcenie się swoim zajęciom, innym ludziom. Poświęcenie, które zakłóca współżycie naszego mózgu z ciałem. Można przekroczyć niebezpieczną granicę między tym, co toleruje nasz mózg, a czemu nie podoła organizm.
Kiedy wmawiasz sobie, że dasz radę, że to wytrzymasz…daruj sobie…Kogo oszukujesz i motywujesz? Czerpanie przyjemności z zadawania sobie cierpienia nie jest normalne. Jest raczej niebezpieczne. Zaangażowanie jest zdrowe, okresy intensywniejszych prac zdarzają się wszędzie i każdemu, nadgodziny zdarzają się każdemu, zarwane noce zdarzają się każdemu. Kiedy jednak „czasami” zmienia się w „stale, zawsze i codziennie” to znak, że zatraciliśmy granicę.
Po co się męczyć? Są ludzie którzy naturalnie unikają wysiłku. Szukają sposobów i metod, aby swoje życie uprościć i ułatwić. To nie jest złe. A nawet powiedziałabym – to jest przystosowawcze. Ewolucja ukształtuje nas potem na ich obraz i podobieństwo. Jednostki nieprzemęczone wygrają w tej wielkiej wojnie genów. No bo, po co się męczyć? Wystarczy byś kreatywnym! Po co się przemęczać?Gdy można cieszyć się życiem. Po co się wyniszczać? Przecież zrównoważone zaangażowanie, daje radość z wykonywania zadań. Tak jakoś po japońsku się przyjęło, że jak się nie namęczysz, to się nie angażujesz. Większej bzdury nie słyszałam. Człowiek zadowolony, wypoczęty, jest o wiele bardziej efektywny. Człowiek przemęczony to wrak, który duchem jest zupełnie gdzie indziej. Poświęcanie czasu, wysiłku na to co się lubi, kocha – daje satysfakcje. Kiedy człowiek zaczyna czuć, że wykonywana czynność odbiera mu chęć życia, powinien się zastanowić, czy nie czas na zmianę. Praca nas wzbogaca, ale na odpoczynek zawsze trzeba znaleźć czas. Trzeba. Bezwzględnie.
To jak jest z tobą?
Dla tych, którzy czują się zmęczeni: rowerowo – fotograficzna motywacja do ułatwiania sobie życia poniżej oraz następny post pod koniec tygodnia
Zapraszam serdecznie do zapisania się na newsletter i komentowania. Dziękuję z góry!