„Cóż jest warte szukanie Boga w miejscach świętych, jeśli zgubiłeś Go w swoim sercu?” A. de Mello
Zaczęłam dziś odliczanie. 16 i pół dnia do gwiazdki…Niewiele. Ale wystarczyć musi… Atmosfera świąteczna zaczyna się w dużych miastach już w listopadzie. Fe! Nienawidzę tego. Gdy obok półki za zniczami stoją ubrane choinki – taktu komuś brak. Coś się ludziom w tych marketingowych głowach pomieszało. Duch świąt? Wyparował.
Wszystko można dziś wykreować. Więc wymyślmy sobie idealne święta… Święta pachnące choinką, karpiem, piernikami…Ciepło grzańca w ogromnym kieliszku grzeje miło moje dłonie. Czuję goździki. Każdy wdech przeszywa ciało przyjemnym dreszczem. Naciągam mocniej na ramiona gruby, puszysty koc. Kot mruczy drapany za uchem. Z głośników cicho płynie „Bóg się rodzi”… Oczekiwanie. I rodzi się Bóg. Tylko jakoś tak z roku na rok coraz dalej od nas się rodzi, coraz szybciej, coraz mniej zauważalnie. Bóg się rodzi w lichej stajence. Nie w bogatych miastach i wsiach. Bóg się rodzi, ale co nas to obchodzi. Wygrzebujemy prezenty spod choinek, niektórzy się cieszą, inni wiecznie niezadowoleni. Gdzie ta spontaniczna radość z obdarowywania? Ech…pamiętam jak dziś smak czekolady dzieciństwa. Liczyło się z radością każdą kolejną tabliczkę. Od babci, cioci, wujka… Doceniało się każdy gest. Radości było co niemiara. A to tylko słodkości. Niezapomniana galaretka obsypana cukrem, którą dzieliłam się z siostrą…żółte dla mnie, zielone dla ciebie… Leżałyśmy razem pod choinką i na całą parę śpiewałyśmy kolędy. Wszystko na pamięć. Aż uszy bolały. Małe nóżki poruszały się w takt melodii… Ubieranie choinki – rytuał. Tata przyciągał do domu największą jaką się dało, a potem razem ją ubieraliśmy, wspólnie. Bo w święta chodzi o rodzinną atmosferę.
Dziś się ludziom w głowach poprzewracało. Pytasz dzieciaka, co by chciał pod choinkę…mówi Tablet. Wow. Jak dostanie coś innego – smutek nieopisany. Sam od siebie nic nie da. Nawet rysunku mamie nie narysuje. Szok. Nawet o tym nie pomyśli. Każdy dziś jest w swoim życiu Bogiem. Zaspokajamy swoje potrzeby. Mało myślimy o innych. Tak to się już przyjęło, że myślą ci, co mają za dużo. Bo już nie mają, co robić. To zakładają fundacje, to zbierają dary. No i dobrze. Bo gdyby nie oni, to już by nikt, nikomu nie pomagał. Ale koncentracja na sobie przybrała rozmiary ogromne. Każdy najpierw myśli JA. Jak MI jest dobrze, jak JA mam wszystko, jest ok. Może niesprawiedliwie twierdzę, że wielu z nas jest nieszczęśliwymi na własne życzenie. Chcemy czegoś, ale nie możemy tego mieć. I nie mówię tu o niespełnionej miłości, ale o rzeczach czysto materialnych…nie mam większego domu, lepszego samochodu, czy innych duperel…Chce mieć i to czyni mnie nieszczęśliwym. Jeżeli ktoś ma w życiu tylko takie oczekiwania – to jest dobrze. To znaczy, że zdrowy jest, że jego rodzina ma co jeść, że nie ma wielkich problemów. A są ludzie, którzy potrzebują nadziei. Nadzieją da się podzielić. Nadzieja to coś, co trzyma przy życiu, gdy inne rzeczy zawiodą. Nadzieję daje drugi człowiek. I święta to czas nadziei. Bóg się rodzi i daje nadzieję. Rozejrzyjmy się sami, nie szukajmy szlachetnych paczek, fundacji…obok nas jest wiele osób potrzebujących…Każdy z nas może podarować komuś odrobinę siebie, swojej uwagi, nadziei i wiary w lesze jutro. Wierzę, że święta to najlepszy czas, żeby dać drugiemu człowiekowi szansę. Na to, aby podniósł się, aby zrobił pierwszy krok, aby odbił się od dna. To czas, kiedy można dać skrzydła. Wymyśl – jak. Jesteś Bogiem. Potrafisz!
Nie przypadkiem dziś wspominam ten film. „Jesteś Bogiem” tak emocjonalnie namieszał w moim wnętrzu, że już każdy grudzień będę kojarzyła z nim. Nie obchodzi mnie, czy jest o hip hopie, rapie, czy innym czymś. Dla mnie to głos osoby wołającej o pomoc. Rozpaczliwie. Głośno. Film o utraconej nadziei. Nadzieja podobno umiera ostatnia. A wystarczy wesprzeć drugiego człowieka i zmienić jego los.
„Jestem bogiem! Uświadom to sobie, sobie/Ty też jesteś bogiem!/ Tylko wyobraź to sobie, sobie/ Widzę, widzę, widzę więcej/ Wiem więcej, tak to jest mniej więcej/Uczę się sztuki życia…”
No właśnie. W ten świąteczny czas życzę wam boskiego spojrzenia na życie – patrzcie i dostrzegajcie innych. Oby udało się wam zrobić coś ponad. Coś, co da wam poczucie bycia lepszym. Nie zmarnujcie kolejnej okazji. Może sami przybliżycie się do nieba. Wystarczy odrobina życzliwości. I Bóg się może urodzi w naszych miastach i wsiach…
Zapraszam serdecznie do zapisania się na newsletter i komentowania. Dziękuję z góry!
Kiedyś Święta były magiczne…biedne…i dlatego magiczne. Docenialiśmy każdy gest, każdy prezent, każdą inność. Cieszyła choinka i zwisające z niej włosy anielskie…chowanie gwiazdek między zielonymi gałązkami i szukanie cukrowych lizaków. Cieszyło wypatrywanie na pierwszą gwiazdkę, kolędy grane przez siostrę na flecie…i najlepsze na świecie pierogi mamy…najważniejsze: dom, w którym pod skrzydłami babci spotykała się cała RODZINA….moim marzeniem jest to, żeby za parę lat mój dom stał się miejscem spotkań całej rodziny…by było znowu magicznie, by bóg-pieniądz przestał wszystko niszczyć…
Faktycznie wiele jest osób dookoła nas, którzy potrzebują pomocy… Jednak często nie potrafimy takich osób odszukać. Z pewnością wynika to z lekkiej nieufności w stosunku do innych, każdy z pewnością „naciął” się na sytuację w której pomógł komuś a później tego żałował, bo… obdarowani nie byli zadowoleni… i w ogóle narzekali, że to takie i owakie. Nie mają a wymagają i wybrzydzają! Kurcze, później plujesz sobie w twarz, po co to w ogóle im pomogłeś. Mimo tylu „wpadek” wciąż próbujesz znaleźć ludzi, którzy będą choć odrobinę wdzięczni i powiedzą „wiesz co dziękujemy Ci” Jak takowych znajdziesz to jesteś MEGA zadowolony i to jest FAJNE. Pewnie piszę trochę subiektywnie, ale cóż. Inna sprawa, która mnie mocno śmieszy to „wolne” miejsce przy stole wigilijnym. Po co to w ogóle robimy ? Babcia zawsze mi mówiła, że dla „zbłądzonego” niekoniecznie znajomego gościa, który nie ma gdzie się podziać na wigilie. Ok. Przyjmuje to! Teraz zadam Wam proste pytanie, ilu z nas by wpuściło nieznajomego gościa w wieczór wigilijny aby usiadł z Wami przy stole, podzielił się opłatkiem, uczestniczył w Waszym rodzinnym spotkaniu ? No ilu ? Powiem Wam – NIKT, więc jaką to ma w dzisiejszych czasach funkcję ?
Dziś najlepsze święta są na wigiliach firmowych. Kiedy z ludzi żywcem wylewa się prawdziwa hipokryzja i zakłamanie. Można postać z boku i się pośmiać.
Pozdrawiam
Z tymi zniczami praktycznie wymieszanymi z ozdobami choinkowymi to rzeczywiście przegięcie. Marketingowcy chyba nawet nie czekali aż wypalą się świeczki na cmentarzach, tylko z marszu ruszyli z Bożym Narodzeniem.
Ja teraz czekam na świąteczne wywiady z wszelkiej maści celebrytkami i celebrytami. Każde opowiada cuda o duchowym przeżywaniu świąt, chodzeniu na Pasterkę, o rodzinnej atmosferze, a jest to tym śmieszniejsze, że spora liczba tych indywiduów jest po przygodach typu rozwód (najlepiej kilka), akcjach z kochankiem/kochankami lub pokazywaniem różnych gołych części ciała w gazetach. )
bardzo smutny, acz prawdziwy tekst. Ja nie czuję świąt Bożego Narodzenia od lat, ale to kwestia prywatnych tragedii, które działy się w ich okolicach (w tym roku doszła kolejna). Patrząc jednak na dzieci z mojej rodziny nie da się oprzeć wrażeniu, że coś tu jest nie tak, że dzieci wymagają zbyt wiele. Ale i my dorośli chcemy temu sprostać i to duży błąd. Wiem, że czasy poszły do przodu, ale ja z okazji I Komunii Św. dostałam 200zł i rower- byłam mega szczęśliwa! Jeździłam tym rowerem do 13-14tego roku życia słuchając walkmana i kasety jaką kupiła mi za te pieniądze moja Mama. Dziś dzieci dostają quady, tablety, laptopy i w nosie je mają po kilku dniach- nie dbają o nie, bo starzy kupią im nowe, lepsze. Na Święta Bożego Narodzenia dostawałam jakąś lalkę czy coś i to była dla mnie radość wielka. A jeszcze inaczej na to patrząc… zadam pytanie: jak wychować dziecko w dzisiejszych czasach, by cieszyło się z rzeczy drobnych, a nie porównywało z rówieśnikami, którzy mają te wszystkie kuszące gadżety?
Ja święta
Ja święta spędzam tylko z mężem (dzieci nie mamy), ale święta spędzone tylko we dwoje są dla nas najpiękniejsze, bo nie czujemy się przy naszym wspólnym stole jak dwoje trędowatych lub coś gorszego od innych, a tak bywało. Teraz wiem że, można cudownie i pięknie spędzić święta, a jeśli chodzi o wolne miejsce przy stole dla gościa u mnie jest zawsze.
Chyba następuje taka relatywizacja wszystkiego, bo ludzie wszystko mają. Myślę, że braki to jednak sprzyjają temu, że człowiek cieszy się wszystkim. Paradoksalnie najszczęśliwsi potrafią być ludzie najbiedniejsi.