„Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.” Mark Twain
Być kierowcą wcale nie jest tak łatwo. Rower nie sprawia problemów, bo każdy może wyobrazić sobie, jak ruszyć go z miejsca. Wystarczy wsiąść, odepchnąć się nogami, nacisnąć na pedały i już…może równowagi czasami brak, ale prędzej czy później się uda. Samochód to już trochę inna bajka. Sprzęgło, hamulec, gaz, kierownica…Warto wiedzieć, co do czego służy. I jedziemy. Mistrzem kierownicy może nie jestem, ale i to udało mi się opanować. I na tym moja kariera kierowcy się kończy, a właściwie by się skończyła. Gdybym nie odkryła, że inne maszyny też do kierowania się nadają. Ogarnia mnie czasami takie uczucie, że podchodzę, patrzę, oglądam i nic. Pomysłu na uruchomienie brak. Totalna pustka. Tak właśnie mam, gdy widzę…żaglówki, żaglowce, statki… To się nie mieści w mojej głowie, że mogą się poruszać, że mogą choćby drgnąć. Zacumowane wyglądają na toporne i mało zwrotne. Unoszą się tylko na wodzie. A woda nadaje im rytm. Nie mogę uwierzyć, że są ludzie, którzy potrafią nimi sterować.
Dziś na Freelia.pl człowiek, który potrafi dać żaglom duszę, aby pływały tam, gdzie on chce. Wydawałoby się, że osoba, która umie nadać kierunek łodzi, musi epatować siłą. Nic bardziej mylnego. On – to pasja żeglarstwa ukryta w skromności, spokoju i równowadze duchowej. Skąd wziął miłość do żeglarstwa? Opowie za chwilę. Chcesz poczuć wiatr w żaglach? Dowiedz się, jak to zrobić…
Zacznijmy więc…
F: Odkąd pamiętam zawsze ciekawiły mnie rzeczy nietypowe, niestandardowe. Twoja pasja to dla mnie tajemnica. Tak się jakoś złożyło, że byłam przekonana, że żeglarstwo to tylko… na Mazurach. Taki stereotyp. Jak to się stało, że człowiek z Wielkopolski zakochał się w żaglach?
T: Żeby żeglować wystarczy jakiekolwiek jezioro i trochę chęci. Przykładem może być mój teść, który pływa wszędzie, gdzie tylko się da zwodować łódkę. Oczywiście trzeba mieć na czym pływać. To właśnie kosmiczne ceny nowych jachtów sprawiają wrażenie, że jest to sport elitarny, tylko dla wybranych i nie ma szans, aby popływać na pobliskim jeziorku. Dziś po ponad 20-stu latach żeglowania mogę powiedzieć, że „odmian” żeglarstwa jest mnóstwo. Jest zarówno drogie i tanie. Leniwe i ekstremalne. Śródlądowe, morskie i oceaniczne itd. Zjawisko, które można by nazwać „żeglarstwem Mazurskim” jest jedynie jego małym kawałkiem, choć niewątpliwie pięknym. W samej Wielkopolsce jest kilkanaście jezior, które są doskonałe do zaszczepienia pasji żeglarstwa. Z perspektywy czasu widzę, że dobrze jest (dla własnego rozwoju), aby nie utknąć na jednym z nich, aby ciągle próbować czegoś nowego i coraz więcej. Z tego punktu widzenia może i dobrze, że „nasze” jeziora nie są bardzo okazałe i że nie zabijają w nas motywacji szukania czegoś nowego.
F: Pasji do żeglarstwa nie bierze się znikąd. Kto cię zaraził tą pasją? Jak to się w ogóle stało? Gdzie stawiałeś pierwsze kroki?
T: Może to dziwne, ale dokładnie pamiętam moment, w którym „załapałem bakcyla”. Byłem jeszcze nastolatkiem, kiedy kolejny raz pływałem z sąsiadem na jego jachcie na Powidzu. Byliśmy po całym dniu żeglowania, a jego dzieci wolały się kąpać, niż dalej pływać więc poszły na pobliską plażę. Ja zostałem na jachcie. Wiało mocno, ale sąsiad postanowił, że stanę za sterem 2,5 tonowej łódki … i tak pierwszy raz w życiu sterowałem ogromnym (tak to wtedy widziałem) jachtem – ja niewielki chłopaczek. Pamiętam przechyły tak duże, że woda wlewała się na pokład, pamiętam głos sąsiada: „Dobrze! Tak trzymaj! Nieźle!”. Pamiętam łomot spadających z półek i przewalających się rzeczy pod pokładem i sąsiadkę próbująca łapać to wszystko i krzyczącą: „Powariowaliście! Co wy robicie? Nie kładźcie tak tej łajby …” i znów głos sąsiada: „Nic się nie przejmuj! Nie odpuszczaj!” Nagle poczułem, że ja niewielki chłopak jestem wstanie ujarzmić taki żywioł, że tu i teraz jest coś, co ode mnie zależy… i w jednym momencie pokochałem żeglarstwo. To był początek. Od tego dnia wszystko się zmieniło. Nagle żeglarstwo nie było jakąś abstrakcją, ale częścią mnie samego. Pewnie nie każdy żeglarz zaczynał tak samo, ale wielu których spotkałem twierdzi, że w ich życiu także był moment lub rejs w którym „załapali bakcyla”.
F: Są ludzie, którzy coś robią dla zabicia czasu, spróbują i przestaną. Z tobą jest inaczej. Dlaczego żeglarstwo stało się twoją pasją?
T: To chyba kwestia tego co nazwałem „bakcylem”. Odkąd pamiętam to zawsze byłem nieśmiały i potrzebowałem osoby, która „popchnie” mnie we właściwym kierunku. Z żeglarstwem było zupełnie inaczej. To ja zawsze szukałem sposobu, jak zrobić ten następny krok. Szukałem i nadal szukam swojego ulubionego typu żeglarstwa. Odkąd pamiętam żeglarstwo zawsze było dla mnie chwilą zatrzymania. To miejsce, gdzie jest czas na rozmyślania i spojrzenie na to, co przeżywamy na co dzień z innej perspektywy. W życiu często wydaje się nam, że wszystko kontrolujemy i to my decydujemy, w którą stronę zmierzamy. Wydaje nam się, że dokładnie wiemy gdzie i kiedy będziemy. Żeglarstwo na każdym kroku udowadnia nam jak bardzo się mylimy! Tak na wodzie jak i w życiu mamy trzy wyjścia albo uciekać przed przeciwnościami (wtedy nigdzie nie dotrzemy), tępo brnąć pod wiatr i fale (to trochę jak bicie głową w mur) lub współpracować z żywiołem przewidywać i wykorzystywać szanse jakie nam daje. Najlepiej widać to na morzu gdy kilkumetrowe fale zalewają pokład, a ty szukasz możliwości ucieczki przed sztormem i jednocześnie sposobu dotarcia do celu. Mój pierwszy kapitan nigdy nie odpowiadał na pytanie, kiedy dotrzemy do portu. To zawsze było wielką niewiadomą.
Poza takim, nazwijmy to metafizycznym żeglarstwem, lubię też pływanie sportowe i rywalizację. Nawet na najmniejszej łódce jest tysiące opcji do wyboru, które mogą spowodować, że będziesz na mecie pierwszy lub ostatni. To taka gra strategiczna, która za każdym razem ma inny wariant zakończenia. Wszystko, co robisz lub czego nie zrobisz, ma znaczenie. To taka gra błędów, które każdy popełnia. Jeśli ty popełnisz ich mniej, to wygrywasz! Rywalizacja to także sposób na odreagowanie – jeśli nie będziesz maksymalnie skoncentrowany nad tym co robisz nie ma szans na wygraną.
Myślę też, że aby nie przestać żeglować trzeba szukać miejsca dla siebie – zawsze i nie przestawać. Najgorszym jest „stanąć na kotwicy” i powiedzieć sobie: „Teraz czuję się spełniony. Tu chcę zostać” – to koniec żeglarstwa. Poszukiwanie i ciągły ruch jest wpisany w naturę żeglarstwa, a żeglarstwo ma mnóstwo „kolorów”.
F: A dla mnie żagle to tylko dwa kolory…błękit wody i biel. Białe żagle wyglądają wspaniale. Ma się wrażenie, że nadają łodzi szlachetny kształt. Mówią same za siebie. Robią wrażenie. I to duże. Dla mnie żeglowanie było czymś nieuchwytnym. Czymś czego nie mogłam spróbować. Nawet choćbym chciała, nie wiedziałam jak. Czy każdy może pływać? Gdzie można się tego nauczyć?
T: Myślę, że każdy może tego spróbować, choć nie każdy musi to polubić Dobrze by było spotkać odpowiedniego człowieka z pasją, który zarazi nas żeglarstwem i odkryje przed nami „tajemny świat” szotów, fałów, zwrotów, halsów, sztagów, ruf …. i nauczy nas, jak sprawić, aby ta góra desek, plastiku, linek i szmat ruszyła z miejsca – najlepiej we właściwym kierunku
. Jednak spotkanie takiego „odpowiedniego” człowieka nie zawsze jest takie proste. Najłatwiej więc wybrać się na któryś z licznych kursów lub rejsów. Niestety jest ich wiele i różnej jakości, więc dobrze poszukać opinii o każdej ze szkół. Jeśli wydaje nam się, że naszym pierwszym krokiem w żeglarstwie będą jeziora to wystarczy kurs i polski patent żeglarza jachtowego. Ewentualnie jeśli mamy taką możliwość, wybierzmy się na rejs z przyjaciółmi.
Jeśli jednak czujemy, że morze jest tym miejscem, w którym się lepiej odnajdziemy lub chcemy postawić kolejny krok, to proponowałbym rejs na w miarę komfortowej łódce z pewnym, doświadczonym i jednocześnie spokojnym kapitanem. Moim zdaniem pierwszy rejs morski nie może być krótszy niż 7 dni! Nie jest tajemnicą, że część osób musi swoje odchorować i jeśli ma poznać uroki morza, to nie może to być krótki rejs. Choroba morska to zresztą jeden z mitów żeglarstwa. Z mojego doświadczenia wynika, że w 80% choroba morska pojawia się u nas, jeśli nastawimy się, że jest ona nieunikniona i jeśli strasznie boimy tego, co nas spotka. Pewnie dla tego większość poczatkujących żeglarzy morskich na nią choruje, a wraz z doświadczeniem ona ustaje lub w ogóle nie występuje. Nie radziłbym też na pierwszy rejs szukać długich atlantyckich przelotów (powyżej 14 dni).
F: Czy potrzebne jest jakieś uprawnienie, aby zacząć? Coś w rodzaju prawa jazdy?
T: I tak i nie Formalnie, aby być skiperem (prowadzić jacht) na polskich jeziorach nie trzeba mieć żadnych patentów (na jachtach do 7,5m długości), więc jeśli mamy dobrego znajomego, który nas wszystkiego nauczy, to nie musimy zdawać żadnych egzaminów. Pamiętajmy jednak, że na wodzie obowiązują pewne reguły spisane w formie przepisów, których należy bezwzględnie przestrzegać, oraz tak zwana żeglarska etykieta, która w większości nie jest nigdzie spisana, a której zachowanie jest dobrym obyczajem. Stąd wynika, że jakaś forma szkolenia jest niezbędna. Poza tym większość firm czarterujących jachty wymaga patentu żeglarskiego.
Jeszcze więcej opcji jest na morzu. Bezwzględnie wymagany jest dokument uprawniający do posługiwania się UKFką (to takie morsie CB radio). Dobrze, aby taki dokument posiadał kapitan, ale istnieje także możliwość, aby to uprawnienie miała dowolna osoba z załogi.
Jeśli chodzi o morskie „prawo jazdy” to w większości honorowany jest polski patent sternika morskiego. Jest on także, jak dotąd, praktycznie niezbędny do prowadzenia jachtów pod polską banderą (zarejestrowanych w Polsce). Są także inne opcje zdobycia „uprawnień”. Najbardziej uznawane i rozpoznawalne w całej Europie są dokumenty brytyjskie RYA. Z takimi dokumentami można pływać nawet jako zawodowy skiper. Inny dokument to certyfikat kompetencji ISSA. Nie jest on formalnie patentem więc nie zawsze jest uznawany przez firmy czarterowe. Są też patenty rozpoznawalne lokalnie np. Voditelj Brodice uznawany jedynie na chorwackich jachtach. Oczywiście, każdy z patentów ma swój podział na stopnie, uprawniające do pływania na określonych jachtach (wielkości) oraz różne wymagania wstępne, uprawniające do podejścia do egzaminu. Jeśli zdecydujemy się na kurs przed egzaminem (nie zawsze jest on wymagany) wybierzmy taki, który jest realizowany na podobnych jachtach, na jakich planujemy w przyszłości pływać. Obsługa wszystkich urządzeń na morskich jachtach nie zawsze jest intuicyjna i dobrze zdobyć takie doświadczenie na kursie.
Na koniec dodam, że pływanie na morzu (nawet tym chorwackim) niesie dużą odpowiedzialność i jest bardziej wymagające. Posiadanie odpowiedniego doświadczenia/wiedzy jest niezbędne.
F: Jak długo trzeba się uczyć, ile czasu musi minąć, aby móc samemu wypłynąć w rejs w roli skipera?
T: W najbardziej ekspresowym tempie moglibyśmy pokierować łódką po śródlądziu już po ukończeniu kursu żeglarskiego, czyli po nawet około dwóch tygodniach. Jednak, jeśli mamy małe doświadczenie lub jakiekolwiek wątpliwości dotyczące swoich umiejętności, zadbajmy o to, aby nasza załoga była bardzo doświadczona, tak abyśmy w trudnym momencie mogli skorzystać z ich rady i pomocy. Generalnie – im bardziej doświadczony skiper, tym mniej doświadczoną załogę może wziąć na pokład. Nie proponowałbym „świeżym” żeglarzom zabierania na pokład osób będących pierwszy raz na żaglówce, bądź bardzo małych dzieci. Takie osoby są nieprzewidywalne i gwarantuję, że w trudnym momencie zachowają się zupełnie inaczej, niż tego byśmy oczekiwali.
Jednak w mojej opinii nie powinno się odwlekać decyzji o samodzielnym prowadzeniu jachtu zbyt długo. Jestem zdania, że powinno to nastąpić jak najszybciej, ponieważ najwięcej doświadczenia zdobywa się będąc faktycznie odpowiedzialnym za załogę i jacht.
Nieco dłużej trwa przygotowanie do samodzielnego rejsu morskiego. Tu myślę, że nie da się praktycznie tego zrobić szybciej niż po dwóch latach aktywnego zbierania doświadczeń.
F: Jak się przygotować do pierwszego razu? Jeżeli nie mam łodzi to skąd ją wziąć? Gdzie można ją kupić lub wypożyczyć?
T: Zacznijmy od końca. Jeśli jesteśmy już szczęśliwym posiadaczem odpowiednich uprawnień, to wszelkie firmy czarterowe stoją przed nami otworem. Tu należy pamiętać, aby na początek wypożyczać takie jachty, na których już pływaliśmy i umiemy je obsługiwać.
Jeśli już dojrzeje w nas chęć zakupu własnego jachtu, to niech będzie to decyzja bardzo przemyślana. Ceny jachtów są bardzo różne i praktycznie zaczynają się od kilkunastu tysięcy złotych. Górnej granicy chyba nie ma . Zdarzają się też jachty tańsze, ale w te trzeba zazwyczaj włożyć sporo pracy, aby można było na nich pływać. Jeśli nie mamy osoby, która podpowie nam, jak taki jacht wyremontować, to nie bieżmy się za to. Pamiętajmy też, że im większy jacht, tym więcej kosztuje jego utrzymanie. Mały jacht łatwo przetransportować na inne jezioro i odkrywać nowe wody (choćby w weekend).
Co do przygotowania do „pierwszego razu”… no cóż… co zabrać ze sobą nie będę mówił, ponieważ w Internecie sporo jest poradników na ten temat, należy jednak pamiętać, że przestrzeń na jachcie jest zawsze ograniczona, więc to co zabieramy musi być przemyślane i ograniczone do niezbędnego minimum. Bardzo ważne jest kogo zabierzemy na pokład. Tak jak już wcześniej wspomniałem, jeśli jesteśmy „pierwszakami”, to warto zabrać takie osoby, które pomogą w różnych trudnych i niejednokrotnie stresujących sytuacjach. Takich, którzy potrafią zachować zimną krew, zdrowy rozsądek i którym ufamy. Przed pierwszym wypłynięciem należy określić personalnie, kto co ma robić. Na jachcie (nawet tym najmniejszym) jest tylko jedna osoba podejmująca ostateczne decyzje i dla własnego bezpieczeństwa należy się temu podporządkować. Jeśli chodzi o jacht, to należy szukać takiego w dobrym stanie i takiego, na którym już wcześniej pływaliśmy, aby znać na pamięć, co gdzie jest. Ponadto warto też „rozpoznać teren”. Sprawdzić, gdzie możemy bezpiecznie się schronić, popytać miejscowych, jakie wiatry wieją na danym akwenie i na co uważać. Zresztą zawsze warto kontrolować, co się dzieje z pogodą i na bieżąco obserwować, gdzie można by uciec w razie nagłych kłopotów (nie tylko tych pogodowych).
F: Pytanie, które zawsze zadaje: Czy żeglarstwo jest drogie? Czy każdy może sobie na nie pozwolić? Można coś zrobić taniej, łatwiej? Co jest najbardziej kosztowne?
T: Ujął bym to tak: żeglarstwo może być drogie, ale nie musi. To trochę zależy od tego, jakiego żeglarstwa poszukujemy. Oczywiście najdroższym elementem jest jacht, ale wcale nie musimy się na niego decydować. Cena czarteru jachtu na większości jezior jest porównywalna z kosztem wynajęcia domku i zaczyna się już od kilkudziesięciu złotych dziennie. Dużo większy jest koszt wynajęcia jachtu morskiego, ale przy odrobinie dobrych chęci koszt takiego wyjazdu może być porównywalny z ceną zagranicznej wycieczki. Warunkiem jest posiadanie odpowiednich uprawnień (patentu) i wiedzy. Dobrym rozwiązaniem jest też związanie się z jakimś klubem żeglarskim. Wtedy za kwotę składki członkowskiej, jest możliwość korzystania ze sprzętu klubowego lub uczestniczenia (po kosztach) w rejsach. Jeśli zdecydujemy się na własny jacht, to przy odrobinie dobrej woli i szczęścia można kupić stare jachty za naprawdę niewielkie pieniądze. Niewątpliwie w żeglarstwie (tak jak chyba w każdym hobby) niezbędny jest czas i to on zazwyczaj jest największym ograniczeniem, a nie pieniądze.
F: Są miejsca, które darzysz szczególnym sentymentem? Jak liczy się trasy w km, w dniach? Na jak długie rejsy wypływasz? Ile osób ci towarzyszy? Czy to jest standard?
T: Chyba należę do tych osób które bardziej cenią samą drogę niż dotarcie do celu, więc większy sentyment mam do konkretnych rejsów, niż miejsc. Oczywiście są miejsca zjawiskowe jak ukryte przed tłumami zatoczki Chorwacji czy z zupełnie innego bieguna Tamiza w centrum Londynu, gdzie także da się dostać jachtem. Jest też mnóstwo miejsc nieodkrytych przeze mnie. I to jest wielką zaletą żeglarstwa, że zawsze jest coś do zobaczenia.
Co do „jednostek” to formalnie da się każdy rejs policzyć w km (na śródlądziu) lub w milach (na morzu) jednak głównym „parametrem” charakteryzującym rejs jest raczej czas liczony w dniach, bądź godzinach pod żaglami. Moje rejsy można by podzielić na trzy typy: weekendowe wypady na jeziora (z każdym, kto chce ze mną popłynąć), rejsy morskie z rodziną i znajomymi oraz także morskie nazwijmy to szkoleniowe. Na rejsy z rodziną (w tym z bardzo małymi dziećmi) zawsze staram się wybierać miejsca spokojne, które już znam „żeglarsko” i w których wiem, że będę wstanie zagwarantować bezpieczeństwo wszystkim na pokładzie. Są to zazwyczaj rejsy tygodniowe. Staram się też zbierać nowe doświadczenia na nowych wodach i jachtach. Robię to na rejsach (zazwyczaj w roli załoganta) w trudnych nawigacyjnie i żeglarsko rejonach. Są to zazwyczaj rejsy 10-14 dniowe – na dłuższe nie starcza czasu. Takie rejsy dają bardzo duże doświadczenie w pływaniu w sztormie, uczą rozpoznawania znaków nawigacyjnych, czy ruchu innych statków. Ilość osób na każdym z tych rejsów jest bardziej zdeterminowana wielkością jachtu i ilością chętnych – nie ma tu reguły. Po jeziorach zdarza mi się pływać nawet samemu. W rejsach morskich, w których jestem kapitanem staram się, aby była poza mną co najmniej jedna osoba potrafiąca poprowadzić samodzielnie jacht, do której mam duże zaufanie.
F: Podobno, prawdziwych przyjaciół poznaje się nie w biedzie, ale na łodzi. Jak to jest płynąć ze sobą przez długi czas na ograniczonej łodzią przestrzeni? Co się czuje podczas żeglowania?
T: Przebywanie w małej grupie na małej przestrzeni bez odpowiedniego nastawienia jest bardzo trudne. Na morzu podczas długich przelotów, praktycznie nie ma gdzie odejść i odetchnąć od innych choćby na chwilę. Klimat wśród załogi zależy zarówno od nich samych, jak i kapitana. Ja zawsze od swojej załogi wymagam, aby każdy zachował maksymalny porządek, wyrozumiałość dla innych i jasno określam reguły. Dobry kapitan jest wstanie zażegnać sporo konfliktów jeszcze przed ich wybuchem. Sporo także zależy od naszej samodyscypliny oraz dystansowania się i unikania konfliktów. Gwarantuję, że bez tych twardych reguł, każda nawet najbardziej zaprzyjaźniona załoga po pięciu dniach zacznie się kłócić o wszystko, nawet o nieodwieszoną kurtkę lub niewytarty widelec. Na jachcie doskonale widać, kto jak reaguje na przeciwności i jak wywiązuje się z powierzonych mu obowiązków. Podczas długich rejsów sporo jest czasu na rozmowę i wymianę myśli. To wszystko powoduje, że po dwóch tygodniach rejsu lepiej poznaje się inną osobę, niż po kilku latach „zwykłych” codziennych kontaktów (np. w pracy). Jeśli zaprzyjaźnimy się z kimś na jachcie, to prawdopodobnie już na całe życie.
Ponadto żeglowanie niesie ze sobą konieczność podejmowania wielu decyzji. Część z nich jest błaha, inne są bardzo poważne, a większość musi być podjęta lub zatwierdzona przez kapitana. Od jego postawy zależy bardzo wiele. Dobry kapitan musi zawsze podejmować zdecydowane decyzje i nawet jeśli ma jakiekolwiek wątpliwości nie może tego pokazywać załodze. Musi epatować spokojem nawet w najbardziej ekstremalnych sytuacjach.
Poza obcowaniem ludzi między sobą, niezwykle intensywny jest także kontakt z przyrodą i siłami natury. Właściwe w każdym momencie daje się odczuć piękno otaczającego nas świata, a jednocześnie naszą kruchość. Jest też ogromna satysfakcja, gdy po potężnym sztormie udaje się wygrać i bezpiecznie wpłynąć do portu. Jest też wiele małych zwycięstw, gdy poprawnie odczytujemy mijane znaki, dobrze przewidujemy zmiany pogody, czy udanie zacumujemy w ciasnym porcie. Osobiście uwielbiam bezksiężycowe noce na pełnym morzu. Gwarantuję, że takiego nieba nie ujrzy się nigdzie indziej na lądzie. Myślę, że osobiste przeżycia każdego są bardzo różne, ale na pewno bardzo intensywne. Szczególnie gdy samemu stoi się za sterem i współpracuje z jachtem, wiatrem i falą.
F: Czy żeglowanie jest niebezpieczne? Przeżyłeś jakąś przygodę?
T: Generalnie żeglowanie nie jest bardziej niebezpieczne niż jazda samochodem. Jednak tutaj stopień bezpieczeństwa dużo bardziej zależy od nas samych i naszego doświadczenia. Owszem zdarzają się sytuacje niebezpieczne, czy nawet tragiczne, ale daleki jestem od straszenia kogokolwiek. Gdyby porównać ilość wypadków nazwijmy to żeglarskich i samochodowych, to różnica będzie gigantyczna (na niekorzyść tych drugich). Owszem jest żeglarstwo z definicji balansujące na granicy ryzyka jak np. regaty Sydney – Hobart, gdzie już samo dopłynięcie do mety jest wielkim osiągnięciem, ale na to trzeba się świadomie zdecydować. Zdarzają się też sytuacje wyjątkowe, takie jak biały szkwał na Mazurach, ale i tu bardzo dużo zależy od pływających. Generalnie wrogiem bezpieczeństwa w żeglarstwie jest przekraczanie własnych reguł.
Co do przygód, to było ich wiele i myślę, że każdy żeglarz przywozi z każdego rejsu ich cały worek. W większości to przeżycia i stan ducha, który trudno opisać w kilku słowach. Myślę, że jak kiedyś osiądę na mieliźnie, to kupię sobie fajkę i będę opowieściami zanudzał wszystkich. Teraz jednak myślę, że jestem zbyt młody i wolę je przeżywać Pozostawmy żeglarstwu ten cień niedopowiedzenia i tajemniczości. Niech stanie się on zachętą do jego odkrywania
F: Oczywiście, zgadzam się z Tobą… każda tajemnica rozbudza ciekawość. Uchyl nam odrobinę z tej żeglarskiej tajemnicy i powiedz, co najbardziej cię fascynuje w żeglarstwie?
T: Najbardziej fascynujące w żeglarstwie jest odkrywanie samego siebie. Swoich słabości, ale także własnych atutów. Nieocenionym jest możliwość zatrzymania i oderwania od bieżących spraw. Bardzo lubię też odkrywać nowe „barwy” żeglarstwa, a jest tego sporo: żeglarstwo śródlądowe, morskie, oceaniczne, lodowe, turystyczne, regatowe, na jedno lub wielokadłubowcach, kitesurfing, windsurfing, „wirtualne” (w Internecie) i wiele, wiele innych. To fascynujące, że po ponad 20-stu latach ciągle jest coś nowego do odkrycia i spróbowania.
F: Jaką radę dałbyś tym, którzy chcieliby spróbować, a nie mają odwagi?
T: Strach jest naturalnym odruchem przed praktycznie każdą zmianą w naszym życiu. Jeśli go odczuwamy, to znaczy, że wszystko z nami w porządku . Chyba nie ma sposobu, aby zupełnie go wyeliminować, ważne żeby nie popadać w panikę – szczególnie na pokładzie! Jeśli to możliwe, nowi adepci żeglarstwa powinni wybierać rejsy, które prowadzi doświadczony i opanowany skiper. Na pewno na początku będzie się wydawać, że łódka za chwilę się wywróci. Nie ulegajmy temu złudzeniu, a kiedy tylko będziemy mieli jakiekolwiek wątpliwości patrzmy w oczy sternika (kapitana). Jeśli jest w nich spokój, to znaczy, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Trzeba spróbować się rozluźnić i poddać ruchom łódki. Im szybciej przyjdzie rozluźnienie, tym szybciej przejdzie strach. Dodam jeszcze, że żeglować może każdy niezależnie od wieku, tuszy czy sprawności fizycznej. Pod żaglami spotkamy zarówno kilkuletnie dzieci, jak i osoby wiekowe. Co ciekawe, nawet wśród żeglarzy „wyczynowych czy zawodowych” zdarzają się osoby leciwe. Żeglarstwo jest chyba jednym z niewielu sportów, gdzie doświadczenie jest bardziej istotne niż sprawność fizyczna.
Jeśli macie ochotę spróbować czegoś wyjątkowego, co będzie dla Was nie tylko sposobem spędzenia wolnego czasu, ale także szkołą charakteru i filozofią życia, to zapraszam do żeglowania!
F: Bardzo dziękuję za rozmowę Wszystkich zainteresowanych żeglarstwem zapraszam do kontaktu z Turzikiem poprzez Gnieźnieński Klub Turystyki Wodnej PTTK Horyzont lub oczywiście poprzez komentarze na Freelia.pl! Zachęcam!
Zapraszam serdecznie do zapisania się na newsletter i komentowania. Dziękuję z góry!

żeglarstwo to wspaniała pasja na całe życie, na myśl o kolejnym rejsie już się wewnętrznie uśmiecham:)