„Miłość kpi sobie z rozsądku. I w tym jej urok i piękno.” Andrzej Sapkowski
Wakacje trwają w najlepsze. Kiedy są udane? Dla wielu z nas warunek jest jeden – ładna pogoda. Bo co to za wakacje, gdy pogody brak? Kobiety czekają na słońce, ale takie prawdziwe, żarzące, gorące, opalające. Zrzucają kolejne warstwy ubrań i kilogramy, aby na plaży wyglądać. Oh i to jak wyglądać! Wszystko ku uciesze męskiego grona publiczności. Jednak i panowie też nie pozostają w tyle. Chociaż może mniej o tym mówią. Każdy, bez względu na płeć, słońce lubi. Człowiek taki ładniejszy wtedy jest, radośniejszy. I w lustrze przyjemnie na siebie popatrzeć, gdy opalenizna brązowi ciało. No właśnie. Słońce taki czarodziej jest. Zmienia nasze nastawienie. Zmotywowani jesteśmy do tego, aby zadbać o ciało, zadbać o ducha. Jakąś taką naturalną koleją rzeczy zostawiamy motywację na…po zimie. Zimą sobie pofolgujemy, bo zimą to nic się nie chce. Ale gdy pierwsze śniegi puszczą, ruszamy w pogoń za naszą motywacją. Trzeba to wykorzystać. Bo gdy słońce świeci, to się człowiekowi chce. Wszystkiego. Bardziej, mocniej, w ogóle. Słońca w Polsce mało i mam wrażenie – coraz mniej. Jeżeli więc latem siedząc w domu, zastanawiasz się, dlaczego masz zły humor, to odpowiedź gotową mam dla ciebie. Potrzebujesz słońca. Wyjdź z domu i poczuj. Pod wpływem słońca wydziela się serotonina, hormon szczęścia, który poprawia humor, sprzyja leczeniu depresji. Ciepłe promienie słońca na twarzy, czynią cuda. Wspierają postanowienia.
Słońce oczywiście, jak wszystko inne, przedawkować można. Nie mówię tu wcale o schodzącej po nadmiernym opalaniu skórze, ale o tym, że ciepłe promienie słoneczne mieszają zmysły. Wprawiają w stan błogiego zapomnienia…o tym, co pozostawiliśmy gdzieś daleko. Wakacyjny amok. Błogie zawieszenie. Zapomnienie. No i problem…często złamanych serc. Pomyłek. Zbędnych znajomości. To czas dla kochliwych – niebezpieczny. Niekontrolowany. No cóż, przed miłością wakacyjną nikogo nie uchronię. Ale nie byłabym sobą, gdybym nie zafundowała na swoim blogu mały zimny prysznic na te gorące, opalone ciała. Tym razem jednak, niech kto inny mnie wyręczy…
Kiedy po raz pierwszy, kilka miesięcy temu, usłyszałam tę piosenkę, wrzuciłam ją do katalogu moich inspiracji. Do dziś czekała na swoją kolej. „Królowa nadbałtyckich raf” Artur Andrus – rozśmiesza mnie do łez. Na blogu postanowiłam ją wykorzystać jako antidotum dla tych, którzy popadają w wakacyjne zapomnienie. Słońce lubi mieszać zmysły, zasłaniać rzeczywistość, wszystko wydaje się lepsze, kobiety ładniejsze, mężczyźni przystojniejsi, możliwości większe. Tylko to mija wraz z ostatnim promieniem słońca. Królową/królem nadbałtyckich raf jesteś tylko przez krótką chwilę. Dla niego, dla niej. Na parkiecie tańczysz z pasją. Cieszysz się życiem. Wakacyjna przygoda się skończy. Znowu jesteś sobą. A twoje miejsce zajmie inna królowa/król. Byle bez uczuciowo – sercowych konsekwencji. Spójrzże na mnie, ejże! Jesteś na to gotowa/gotowy?
Artur Andrus „Królowa nadbałtyckich raf” – zobaczcie koniecznie!
Źródło: www.youtube.com/watch?v=7_FEeB9bidg
Zapraszam serdecznie do zapisania się na newsletter i komentowania. Dziękuję z góry!

Również uwielbiam A.Andrusa. Gościu swoją powagą potrafi rozłożyć na łopatki. Pozdrawiam.